piątek, 18 października 2013

Jesień jarzębinowa - 2013 edition

„Idzie lasem pani jesień,
   Jarzębinę w koszu niesie."
Gdy korale te weźmiemy,
Na patyczki nabijemy.


Rok temu produkowałyśmy z Hanią korale. Jesień jarzębinowa znów powraca, ale w nowej odsłonie. Wtedy był łącznik wiotki (nitka), teraz jest łącznik sztywny (wykałaczki). 

Oto nasze wytwory:

Śmigiełko, żyrafka i piramidka
Ludzik i nie wiem
Już mamy plany na następny rok...

wtorek, 15 października 2013

Kolorowe drinki

Na pierwsze urodziny mojego bloga postanowiłam przygotować przyjęcie (impreza tutaj). Dla zaspokojenia pragnienia gości na stole pojawiły się kolorowe drinki.

Pierwszy zestaw powstał w wyniku mieszania soków owocowych. Hania poprzelewała sobie trochę, pomieszała, powrzucała sokowe kostki lodu. Dla uzyskania wrażenia szronu zanurzałyśmy odwrócone szklanki w talerzyku z wodą, a potem w cukrze. Efekt wizualny jednak nieco mnie rozczarował, choć wrażenia smakowe były interesujące...


Zabrałam się za przygotowywanie kolejnych napojów. Tym razem postanowiłam pobawić się w tworzenie barw pochodnych z podstawowych. Razem z Hanią przygotowałyśmy trzy szklanki z wodą. W jednej rozpuściłyśmy czerwoną farbę akwarelową, w drugiej żółtą, a w kolejnej niebieską. Następnie do siedmiu pustych szklanek Hania rozlewała przygotowane roztwory tak, aby każdy z nich znalazł się w czterech szklankach: w trzech pojedynczo, w trzech po dwa różne kolory, a w jednej wszystkie trzy. Dla urozmaicenia (i ćwiczenia paluszków) Hania przelewała ciecze za pomocą specjalistycznych narzędzi:


strzykawki do podawania leków,


miarki do mleka dla niemowląt



oraz lejka do piasku.

Poniżej efekt naszych poczynań:


Dodatkowo przygotowałyśmy kostki lodu w trzech podstawowych kolorach, które teraz Hania mogła poprzekładać do szklanek plastikową łyżką.


W końcu mogłyśmy poić nasze oczy (i tylko oczy!) widokiem rozpuszczających się barwnych kostek i powolnego przenikania się kolorów...


Hania nie zapamiętała, które kolory trzeba zmieszać, aby uzyskać pożądany efekt, ale świetnie się bawiła w przelewanie oraz entuzjastyczne obserwowanie, jak powstaje nowa barwa. Jeszcze kiedyś wrócimy do tematu...

Wciąż jednak nie miałam dość, więc zabrałam się za szejki, a przy okazji za problem gęstości cieczy. Jako że efektowny a prosty,  temat ten jest bardzo popularny w blogosferze parentingowej (mamowej). Ja jednak chciałam nie tylko obserwować jak ciecze rozwarstwiają się i układają jeden na drugim od najgęstszego (od dołu), ale też zobaczyć, jak się ze sobą mieszają i ponownie rozwarstwiają.

Najpierw delikatnie i powoli wlałam do trzech szklanek różne płyny, które rozłożyły się w ten sposób (patrząc od lewej i od dołu):


1) sok malinowy, mleko, zielony płyn do mycia naczyń, olej
2) sok malinowy, mleko, olej
3) mleko, niebieski płyn do prania, olej.

(Zaskoczyło mnie to, że mleko ma większą gęstość niż olej.)

Później Hania zamieszała ciecze w szklankach i już za chwilę podziwiałyśmy nowe barwy. (Trzeba bardzo uważać, żeby dziecko nie spróbowało takiego drinka, zwłaszcza że wyglądają smakowicie...)


Zostawiłyśmy mieszaniny na noc, aby rano zobaczyć je znów w stanie rozwarstwienia.



Ojej, nie udało się :(  

Udało, tylko rezultat był odmienny od zakładanej hipotezy... Poza tym, że ciecze mają różną gęstość, nauczyłyśmy się również, że niektóre mieszają się ze sobą łatwiej, a niektóre trudniej.


sobota, 5 października 2013

Oswajanie pajęczyny

O strachach Hani już było (tu). Co jakiś czas przypomina sobie o swojej pajęczynofobii i tka kolejne, coraz bardziej złożone nitkowe twory. Oto kilka odsłon jednego z nich:

"Pajęczynek"
Jednak pomimo wielu autoterapeutycznych akcji, Hania nadal odczuwa niechęć do pajęczych sieci. W ramach dalszego oswajania, postanowiłam wyciąć kilka z papieru. Najpierw złożyłam kwadrat na pół w prostokąt, później na pół w kwadrat i znów na pół w trójkąt. Odcięłam kawałek tak, aby powstał trójkąt równoramienny z wierzchołkiem na środku pierwotnego kwadratu. Powycinałam wąskie paseczki po obu stronach równych boków trójkąta. Po rozłożeniu powstała pierwsza pajęczyna.


Teraz potrzebowałyśmy pająków. One z kolei wylęgły się z zakrętek od butelek, otrzymały ruchome oczka i uśmiechnięte buźki z samoprzylepnego papieru kolorowego. Nóżki powstały z kolorowego bloku technicznego.


Aby Hania oswajała się z ich widokiem oraz mogła ich dotknąć, jedna z pajęczyn została przyklejona do półki, a pozostałe do ściany w jej pokoiku na dwustronnej taśmie samoprzylepnej (jako mało inwazyjnej).



Hania stwierdziła, że to będą jej kolejni nocni strażnicy. Wtedy przypomniałam sobie o łapaczach snów, o których przeczytałam niedawno na nowo odkrytym blogu "Klocek na Kredce, Kredka na Bąku, a Muchy w Nosie"

Pociągnęłam zatem temat mówiąc:
-Haniu, gdy złe sny będą wlatywały oknem, zatrzymają się na pajęczynach (jeśli nie na pierwszej, to na kolejnych), a pająki dodatkowo będą je łapały na lasso zrobione z pajęczej nici.

Hania przejęła się moją opowieścią. Pająki na początku starały się, ale szybko się rozleniwiły. Sny wpadały w pajęczyny, ale nitki zaczęły się luzować i przepuszczać niemiłe sny. Chyba ogłosimy casting na nowego strażnika.