Po kilku latach spędzonych z
dziećmi i godzinach oddawania się refleksji doszłam do wniosku, że tamto może i
tak, ale jest jeszcze coś innego,
bardziej praktycznego, przyziemnego, wręcz namacalnego. Dla malucha ważne są
silne mięśnie rodziców, mamy zwłaszcza. Takie pomagają już w trakcie starań o
potomka. Potem w dźwiganiu rosnącego brzucha (i całej rosnącej reszty) z
dziecięciem w środku. Umożliwiają lżejsze (hmn..) przejście prze trudy porodu,
a potem (tu egoistycznie) szybki powrót do figury sprzed (komuś się to udało?). Znacząco ułatwiają dzienne i nocne noszenie
niemowlęcia (usypianie, kolki, uspakajanie i inne), a także całego sprzętu
okołodziecięcego, wszakże fotelik samochodowy, już nie wspominając o wózku,
ważą niemało, w szczególności zaś w brzdącem w środku. I z torbą dziecięcą. I z
zakupami. Zwłaszcza jak zepsuje się winda. Albo nigdy jej tam nie było… Potem mięśnie
posłużą do robienia maluchowi samolotu, wspólnych figli, zabawy w konika (najlepiej
nie-garbuska) itp. itd.
Mamo, tato! Chcecie dać swojemu
dziecku to, co najlepsze? Zapiszcie się na siłownię. Najlepiej już kilka lat przed
zajściem w ciążę. Dla mnie już trochę późno, ale spróbować nie zaszkodzi.
Ps. Nie zapomnijcie o mięśniu sercowym.
Ps. Nie zapomnijcie o mięśniu sercowym.
Co prawda to prawda :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDokładnie tak jak mówisz ;)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń