środa, 31 października 2012

Czy jest grzeczna?


Gdy na świat przychodzi nowe dziecko, inni chcą go poznać, dowiedzieć się, jakie jest. Zadają pytania. Jedno z nich, które usłyszałam już kilka razy po narodzinach Idy (a wcześniej Hani) brzmi:

Czy jest grzeczna?

Zastanawiam się wtedy, o co tak naprawdę ktoś pyta:

  • Czy jest posłuszna? Czasami tak. Gdy jechaliśmy do porodu, akurat trafiliśmy na poranne korki. A ona strasznie pchała się na świat. Błagałam ją, żeby jeszcze wytrzymała. Posłuchała. Ale na co dzień nie zawsze tak jest. Nie zawsze je, wtedy kiedy bym chciała, nie zawsze śpi, wtedy kiedy by mi pasowało, a w zasadzie najczęściej  budzi się głodna wtedy, kiedy sama zabieram się do jedzenia albo (co gorsze) mam do załatwienia w łazience pilną sprawę.
  • Czy jest uprzejma? Nie mówi dziękuję, kiedy dam jej cyca ani przepraszam, kiedy potem beknie, proszę też nie może jej jakoś przejść przez usta. Ale z drugiej strony nie używa  wulgaryzmów, więc myślę, że nie jest źle.
  • Czy jest spokojna? Ta wersja jest najbardziej adekwatna do jej wieku. Ale czy rozmówcy chodziło o jej temperament, czy raczej o zewnętrzny objaw (w podtekście: czy daje żyć?) Nie wiem jeszcze, jaki ma charakter, ale wiem na pewno, że nigdy nie płacze bez powodu (zresztą jak każde inne dziecko), a im szybciej uda mi się zaspokoić którąś z jej potrzeb, tym łatwiej się uspokaja.

Sama wcześniej zadawałam takie pytanie, dopóki ktoś mi nie uświadomił, jak niski jest stopień jego racjonalności.

Temat grzeczności powróci niebawem.

czwartek, 25 października 2012

Jesień rurkowa. W sadzie.

Gdy nasza starsza córeczka była mała, zużywaliśmy mnóstwo pampersów i mokrych chusteczek. Kiedy stała się bardziej samodzielna, rozlubowała się w rozlewaniu i babraniu, a w domu zaczęły pojawiać się duże ilości rurek po ręcznikach papierowych (obok tych po papierze toaletowym). W czasach narastającej świadomości ekologicznej materiał ten stał się bardzo popularny dając szerokie możliwości powtórnego wykorzystania. W nasze progi również zawitała ta jakże pożyteczna i inspirująca moda. Poniżej pierwsza odsłona naszych poczynań.

Na początek ponacinałam rurki po ręcznikach: na górze głębiej (to będą gałęzie), na dole płycej (korzenie). Przymocowałam je za pomocą kleju do kartonu.
Razem z córcią miałyśmy pomalować pnie i gałęzie na brązowo. Chciałam sprowokować ją do podania tego koloru, więc spytałam: -Jaką farbą pomalujemy drzewka, Haniu?
Usłyszałam: -Róznymi.
Ponieważ bardzo zależało mi na usłyszeniu „właściwej” odpowiedzi, zasugerowałam: -Może będą brązowe?
A ona na to: -Nie, dzewa som tencowe.
Pomalowałyśmy na kolorowo.

Po wyschnięciu naszej pracy podoklejałyśmy do drzewek plastelinowe owoce: czerwone jabłka, żółte gruszki i fioletowe śliwki. Tym razem stereotypowo.
Ponieważ Hani nie pozwoliło się to wyżyć artystycznie, ulepiła jeszcze jeża (czarno-brązowo-niebieski, na zdjęciu skrajnie po prawej) i jelenia (fioletowo-pomarańczowo-zielony, nieco na prawo od środka). Potem nazywała kolory owoców i liczyłyśmy je. Starsze dzieci mogą porównywać ich ilość na poszczególnych drzewach i między gatunkami, a także wykonywać obliczenia (odejmować owoce, dodawać owoce z różnych drzewek) zgodnie z tym, co rodzic opowie czy przedstawi na drzewkach. Potem następuje zamiana ról.
 W dalszej kolejności naprodukowałyśmy masę liści poprzez pocięcie bibuły w różnych kolorach (jeśli pnie i gałęzie drzew są tęczowe, to liście tym bardziej). Teraz miał nastąpić „kontrolowany spontan”, czyli opuszczenie liści na sad. Hania jednak nie wytrzymała napięcia i popełniła falstart. Nie udało się przez to dobrze uchwycić liści w locie, ale miała za to sporo świetnej zabawy. 


Ps1. Na koniec nowa zabawa: dziecko wkłada kasztany czy żołędzie do pni i liczy, ile się zmieściło albo wrzuca je do środka z niewielkiej odległości. Wypróbowaliśmy. 
Ps2. Pojedyncze drzewko (lub nie-drzewko, np. czupryniasty ludzik) może posłużyć jako stojak na długopisy i ołówki.

poniedziałek, 22 października 2012

Sprzedam malucha



Opis oferty:
Model, Typ: Maluch
Rocznik: 2012
Przebieg: mały
Rodzaj paliwa: biopaliwo
Silnik: raczej cichy
Kolor: kremowo-różowy
Kraj pochodzenia: Polska
Kraj aktualnej rejestracji: Polska

Historia:
pierwszy właściciel (niepalący), serwisowany w ASO Kraków Południe (książka serwisowa), bezwypadkowy, garażowany

Informacje dodatkowe:
Maluch jest mało używany. Stan bardzo dobry, bez zarysowań, po prostu igiełka! Jedyna wada: strasznie ssie paliwo.

Cena: do uzgodnienia. 

Polecam!

piątek, 12 października 2012

Jesień szuwarowa


Przed naszym blokiem jest łąka. Za kilka lat mają tu wyrosnąć nowe bloki, ale póki co cieszymy się z kawałka zielonego (pieski też go lubią ;). Teren jest podmokły, więc zadomowiły się tu szuwary. Szuwary, a konkretnie łodyga trzciny pospolitej (Phragmites australis (Cav.)Trin. ex Steud), która może osiągnąć nawet 4 metry wysokości, zainspirowała Hanię do zabawy.

Najpierw trzymała ją pionowo, potem pchała przed sobą i zamiatała te fragmenty chodnika, które tego wymagały.
Następne zadanie to sięganie łodygą do znaków drogowych tak, aby uderzyć wiechą w tablicę. Nie było to proste, ponieważ sucha łodyga łatwo się łamie.


W końcu maczała wiechę w wodzie z kałuży, malowała na asfalcie różne kształty, a mama miała zgadywać, co one przedstawiają.

czwartek, 11 października 2012

Jesień orzechowo-żołędziowa

To klasyka z domieszką: wspomnienia z dzieciństwa, literackie inspiracje oraz aktualne fascynacje starszej córeczki.

„Pan Maluśkiewicz wesoły,
Że mu się podróż uśmiecha,
Zrobił sobie z początku
Łódkę z łupinki orzecha.”                                                                      
(J. Tuwim, Pan Maluśkiewicz i wieloryb)
Orzechowe żaglówki posiadają maszt z wykałaczki i żagle z papieru. W wykonaniu mamy żołędziowi żeglarze mają nóżki i rączki z plasteliny, wełniane włosy, a oczy, nos i buzię z koralików osadzonych na plastelinie.
Hania stworzyła żołędziarzy oblepiając żołędzie plasteliną i doczepiając do nich koraliki. 
Żaglówka pływa w misce z wodą. Można poruszać łódką dmuchając w żagiel bezpośrednio lub przez słomkę do napojów oraz zorganizować regaty.
 „Kobieta wzięła zaraz łupinkę orzecha, żeby w niej urządzić kolebkę dla swojego dzieciątka; fiołkowe płatki posłużyły za sienniczek, a jeden płatek róży za kołderkę."  (H. Ch. Andresen, Calineczka)
Odkąd Hania dowiedziała się, że będzie miała młodszą siostrzyczkę, jest zainteresowana dzidziusiami. Zatem dzidziusiowa seria.
Maluszek w kolebce autorstwa mamy powstał podobnie jak żeglarz, ale jeszcze nie wyrosły mu włosy i jest w pampersie wyciętym z chusteczki higienicznej.
Hania przykleiła do żołędzia koraliki na plastelinie.
Żołedziuś w wózeczku zostało zawinięte w rożek z chusteczki higienicznej przewiązany ozdobnym sznureczkiem. Wózek z łupinki orzecha ma tekturową rączkę i koła, które zostały przytwierdzone do korpusu za pomocą kolorowych pinezek i plasteliny.
 A dzidziuś Hanusi ma wełniane ubranko.
 I jeszcze dwa maleństwa Hani. Ten drugi z dodatkiem płatków róży.