piątek, 16 listopada 2012

Dmuchańce, łamańce…



Kiedy je się pop corn z córką, jest inaczej niż gdyby się go jadło samemu. Wyobraźnia zaczyna się rozpędzać. Kukurydziane dmuchańce zamieniają się w różne stwory i ożywają. Każdy ma swój niepowtarzalny kształt, ale i szybko może zmienić tożsamość – gdy tylko popatrzy się na niego z innej perspektywy lub obejrzy go inna osoba. Oto kilka propozycji. Co Wam przypominają?
1
2
3
4
A kiedy człowiek naje się tych chrupańców na noc, a potem wstaje do karmienia (młodszej) córki, oczy same się zamykają, sen miesza się z jawą i przychodzą do głowy różne myśli i obrazy. Gdy ktoś marzy o spaniu, liczy barany. Białe barany. A może owieczki? Dmuchane owieczki. Popcornowe owieczki. A nóżki i główki? Też dmuchane. Ryżowe.
Na hali
Do nich dołączyły chrupki kukurydziane, słone paluszki, płatki kukurydziane i płatki Frutina. W roli kleju próbowały swych sił miód i dżem (roztopiona czekolada nie dotarła), ale najlepsza okazała się zwykła woda. A paluszki były wbijane. Oto, co wyszło spod rąk mamy:
Gąsieniczka
Ni pies, ni wydra
Zwalone drzewo
Ufoludek
Żyrafa
Dwugłowy smok
Koń
Jamnik
A to udało się stworzyć Hani:
Zając
Ufoludek
Ufoludek i ptaszek
Igloo, piesek i owieczka
To były nasze dzieła. A tutaj i tutaj arcydzieła. 

Jeszcze w kwestii etycznej: czy można bawić się jedzeniem? Nasze mamy powtarzały zazwyczaj: -Nie baw się jedzeniem! Mnie podobała się scenka z „Rodziny Addamsów”, kiedy wszyscy siedzą przy stole, a Morticia mówi do córki: -Baw się jedzeniem! Naszym rodzicom chodziło chyba o szacunek do pokarmów, a także o to, aby go nie marnować. Aby ominąć ten drugi problem używamy produktów niezdatnych do jedzenia: przeterminowanych, uszkodzonych, wcześniej rozsypanych (wtedy można je pokolorować pisakami; trzeba tylko uważać, aby dziecko ich nie jadło) albo wartościowych, które później konsumujemy (nie zapomnijmy umyć rąk przed zabawą). 

Na koniec: co zobaczyłyśmy w popcornowych dmuchańcach:
1.       Biegnący na dwóch łapach lew (ja) /owieczka (Hania).
2.       Popiersie jelenia (ja)/nafoludzik (Hania).
3.       Puszysta osoba płci męskiej (ja)/krokodyl z workiem ciężkim (Hania).
4.       Biegnący smok (ja)/potłuczony wazon ptaszka (Hania).

Smacznej zabawy!

wtorek, 13 listopada 2012

Dziecko z bliska



Książkę kupiłam, żeby mieć co czytać w szpitalu po urodzeniu Idy, a potem w domu w czasie jej karmienia. Wyzwoliła we mnie mnóstwo pozytywnych emocji i otworzyła oczy na wiele spraw, co dobrze wpłynęło również na moją rodzinę. 

Czy możliwe jest wychowanie bez kar i nagród? Bez wymuszania posłuszeństwa? Według autorki tak. Opisuje ona stosunkowo nowe, a jednocześnie czerpiące z tradycji podejście do wychowania zwane rodzicielstwem bliskości (ang. attachment parenting). Jest to książka mądra i ciepła. O tym, jak ważna jest bliska, pełna miłości relacja między rodzicem a dzieckiem i jak ją budować,  w jaki sposób pomóc mu w radzeniu sobie z emocjami i wspierać w rozwoju, przy okazji rozwijając także siebie. Także o tym, że rodzicielstwo może dawać autentyczną radość i wcale nie trzeba się poświęcać. 

W tej filozofii nie ma jednak gotowych rozwiązań, to jak postąpimy zależy od konkretnej sytuacji. Ważne, aby kierować się szacunkiem do młodego człowieka oraz starać się zaspakajać jego potrzeby (nie mylić z zachciankami), nie zapominając przy tym o własnych. Najtrudniejsza jest na pewno zmiana sposobu myślenia, wyjście poza znany model wychowania. Wierzę, ze jest to możliwe, aczkolwiek na razie mi się nie udało zrezygnować z nagradzania i karania czy odsyłania córki do swojego pokoju (ang. time out). Ale pracuję nad tym :)

środa, 7 listopada 2012

Jest niegrzeczna!




Hania szybko zaadaptowała się w przedszkolu, tzn. nie płakała, nie protestowała, nie trzymała się maminej spódnicy (ani spodni). Chętnie szła do swojej sali, ale też z radością witała mnie po południu. Pojawił się jednak problem: nie chciała przestrzegać zasad, które obowiązywały w nowym miejscu. Prawie za każdym razem musiałam wysłuchiwać skarg nauczycielki. Na początku byłam zdziwiona (to chyba nie o moim dziecku?). Potem zrobiło mi się głupio. Ja, nauczyciel i osoba pisząca artykuły o wychowaniu, słyszę krytykę zachowania swojego rodzonego dziecka. I w dodatku nie wiem, co robić. Bardzo mnie to stresowało.

Wychowujemy córkę w dość dużej swobodzie i jest to nasz świadomy wybór. Może trzeba zaostrzyć dyscyplinę, ograniczyć, stać się bardziej surowym rodzicem? Zastosowaliśmy. Nie pomogło. Hania nadal psociła i w przedszkolu, i w domu. Dodatkowo stała się bardziej rozdrażniona.

Po rozmowie z przyjaciółką zrozumiałam, że nie muszę znać odpowiedzi na wszystkie pytania, nie muszę wszystkiego wiedzieć. Nigdy nie będę ekspertem. Mogę  jedynie zastanawiać się, szukać rozwiązań, mieć swoje przemyślenia dotyczące pewnych kwestii. Nie mam idealnego dziecka, tylko dziecko prawdziwe, żywe. I wcale nie chcę, żeby było chodzącym ideałem (pomijając kwestię, że to niemożliwe). 

Wiele ciekawych i mądrych przemyśleń znalazłam też w książce, którą akurat wtedy czytałam, autorstwa mojej ulubionej psycholożki Agnieszki Stein. Już wcześniej zastanawiałam się, czy naprawdę chcę, żeby moje dziecko było grzeczne. Jest to dla rodzica niewątpliwie wygodne, ale czy dobre dla dziecka? Chyba nie. Nie znaczy to, że zależy mi na chuligance, raczej to, że grzeczność nie jest moim priorytetem. Wolę mieć dziecko szczęśliwe niż po prostu grzeczne. Nie znaczy to także, że mam tolerować nieodpowiednie zachowanie, lecz zaakceptować fakt, że dziecko może mieć zupełnie inne spojrzenie na sytuację i swoje zdanie w jakiejś kwestii, różne od mojego. To, co przeczytałam w książce „Dziecko z bliska”, zaskoczyło mnie, ale zaraz potem wydało mi się całkiem sensowne:
„Posłuszeństwo w połączeniu z grzecznością tak naprawdę budzi największe moje obawy. Dzieci, które słuchają się innych zamiast korzystać z własnego serca i rozumu, narażone są na to, że kiedy zmniejszy się wpływ rodziców i ich miejsce zajmą rówieśnicy, nie będą potrafiły dokonywać mądrych i bezpiecznych wyborów oraz odmawiać, kiedy coś im nie służy.” (s.32)
Znalazłam także odpowiedź na nasz problem:
„Kiedy dziecko zaczyna się dostosowywać do przedszkolnych zasad (…), nie potrzebuje, aby były one także stosowane w relacjach z rodzicami, a bardziej potrzebuje więcej swobody, aby od tych zasad odpocząć.” (s. 104)

Zrozumiałam w końcu, że poszłam niewłaściwą drogą. Zastanawiałam się, jak zlikwidować niewłaściwe zachowanie córki zamiast  myśleć, jak jej pomóc poradzić sobie z trudną sytuacją (debiut w przedszkolu, nowa siostrzyczka). Rodzicielstwo spięte, surowe, nerwowe jakie chciałam wprowadzić w życie,  nie jest dobrym rozwiązaniem. Powinnam wrócić do rodzicielstwa akceptującego, radosnego, poszukującego, twórczego, kochającego. Co ostatecznie pomogło? 3 U: uśmiech (dobry humor, brak napięcia), uwaga (spędzanie czasu tylko z nią) i uczucie (dużo ciepła, akceptacji, przytulenie).