Uzależniła się od cyca.
Niewyczerpane źródło cudownego
mleczka, magiczny środek uspokajający i nasenny, oaza bezpieczeństwa, przystań
dająca ukojenie, raj bliskości i ciepła. Prawda. Ale nie zawsze jest to najlepsza opcja. I to dla
obu stron.
Ida skończyła już 6 miesięcy (a nawet
7), więc przekazałam jej należną porcją przeciwciał. Z powodu jej AZS jestem na
diecie, przez co obie jesteśmy jak pietruszki: blade i chude. Mam ochotę na ser
żółty, ogórka kiszonego, czekoladę z okienkiem… I pizzę. I trochę wolności.
Mogłaby odstawić w końcu cyca!
Mogłaby, ale nie chce…
Próbowaliśmy kilka butelek i
smoczków (w tym ten niby najbliższy natury) oraz kilka kubków (w tym niekapek)
i łyżeczek. Dwa rodzaje mieszanek dla alergików. Mleko modyfikowane zmieszane z
moim mlekiem w różnych proporcjach. Posłodzone glukozą. Zmieniające się
temperatury, osoby karmiące, pory dnia i nocy. Na żywo i na śpiocha. Po dobroci
i na siłę.
Z mniej lub bardziej kiepskim
rezultatem.
Jej reakcja najpierw była taka: „
No dobra, possę chwilkę, ale potem będzie jedzenie, prawda?”
Następnie taka: „Co to w ogóle
jest? To nie cyc! Chyba próbujecie mnie oszukać…” A potem, niczym bohaterka Świata małej księżniczki: „JA-CHCĘ-CYCA!!!”
Później: „O, nawet fajnie nawet
się ciągnie za to coś. Można ponagryzać i pomamlać… A kiedy będzie normalne
jedzenie?”
Teraz taka jak następnie.
Czy znacie jakiś dobry ośrodek
leczenia uzależnień?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz