czwartek, 6 czerwca 2013

Pożegnanie z cycem



Myślałam, że ten związek nigdy się nie skończy. Gdy będę ją odbierać z przedszkola, krzyknie: Cyca! Gdy pokłóci się z koleżanką, gdy będzie miała koszmary, gdy dostanie jedynkę z klasówki. Gdy rzuci ją chłopak. 

Nie chciała pić z butelki. Słyszałam: kiedyś musi zacząć pić, potem będzie tylko gorzej, choćby na siłę.  Dla jej dobra. Dla mojego dobra. A ja nie mogłam znieść jej płaczu dłużej niż pół godziny.

Najpierw napiła się kilka łyczków z łyżeczki. Potem zaczęła jeść kleiki z miseczki co drugie karmienie zamiast z piersi. Następnie mleczarnia była czynna tylko w godzinach wieczornych i nocnych. W końcu zostało tylko jedno, ale za to najtrudniejsze: nocne karmienie. Musiałabym ją sadzać w foteliku w środku nocy! 

Sama zrezygnowała z nocnego karmienia i tym samym z cyca. Z tego, co tak bardzo kochała… Nie chciała na niego patrzeć, jak kiedyś na butelkę… Skończyła się relacja, która była głęboka i piękna, ale w końcu stała się trudna do zniesienia. Jestem teraz jak po rozwodzie: z jednej strony czuję ulgę, a z drugiej smutek i żal. To już nie wróci.

Ale za to mogę jeść ser żółty, ogórka kiszonego, czekoladę z okienkiem… I pizzę. I jestem wolna!

Ida w międzyczasie nauczyła się pić mleczko z kubka kapka. A gdy już całkiem porzuciła pierś – także z butelki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz