Zabawki mają być: edukacyjne, interaktywne, kreatywne. Cenione są także te ekologiczne i hand-made, szczególnie gdy zostały wykonane
razem z dzieckiem. Lubię tworzyć zabawki z Hanią, ale także chętnie kupuję, najchętniej
drewniane, szmaciane i te, które dają wiele możliwości, niezależnie od materiału. Poza tym książeczki i materiały plastyczne. Hania lubi zabawki wszystkie.
Nadeszły wakacje, a wraz z nimi słońce, radość, swoboda …
i kramy pełne badziewnych zabawek. Odruch wymiotny u rodzica a zachwyt w oczach
dziecka.
Pierwsza zabawka, która wywołała mój wewnętrzny sprzeciw:
konik pony w pudełeczku z naklejkami, zawieszką i na domiar złego, małymi
cukiereczkami. Uległam, bo obiecałam zabaweczkę, a w tamtym sklepie ciężko było
znaleźć coś ciekawszego. Hania była szczęśliwa, ja mniej. A cukierki wciąż uciekały i trzeba było je zbierać, zwłaszcza że Ida też miała na nie
ochotę.
Kolejny przykład to tęczowa sprężynka. Do czego w ogóle
służy, co ma rozwijać? Hania widziała to inaczej. Otrzymanie jej to jak spełnienie
największego marzenia. Po rozpakowaniu było gorzej, zaraz odpadł jeden element
(różowe serduszko) i Tata musiał go co chwilę doczepiać. Ułamał się też kawałek
kółeczka od tamburynka.
Potem Hania pokochała skaczącą żabkę. Dałam się namówić
trochę z sentymentu, bo sama w dzieciństwie miałam podobnego pająka. Wadą płaza
było to, że opóźniał przemieszczanie się, bo właścicielka ciągnęła go za sobą, jak na
smyczy.
Ale to jeszcze nic. Najgorsze miło dopiero nastąpić... To Barbie-syrenka
z podświetlanym ogonem. Nigdy nie myślałam, że mogę ją kupić. To przecież symbol
komercyjnego świata, zepsucia, konsumpcjonizmu. Ale i obiekt pożądania wielu
małych dziewczynek. No cóż, ja kiedyś też o niej marzyłam, ale wiedziałam, że to tylko marzenie... Lalka miała być kolejną strażniczką snu Hani, ale sprawdziła
się kiepsko, tzn. dobrze, ale na krótko. Poza tym, pomimo swej „firmowości” i wysokiej
ceny, okazała się kiepskiej jakości. Pękł jej bark.
Po tych wszystkich zakupach miałam kaca moralnego. Dlaczego
dałam się ponieść? Czego w ogóle uczą te zabawki? Chyba tego, jaka nie powinna być
zabawka… Żeby dojść do siebie, zaczęłam szukać ich zalet. Niemożliwe?
Okazało się wtedy, że stajnia z konikiem to zabawka edukacyjna
(wychowawcza). Z jej pomocą Hania ćwiczyła samokontrolę i udzielała sobie
codziennie po 1 cukiereczku. Miała je w swoim pokoju, w zasięgu rączki. Nie sądzę,
żeby oszukiwała, bo cukierków ubywało bardzo powoli.
Skacząca żabka to z kolei przykład zabawki kreatywnej. Tak,
bo to nie zabawka jest kreatywna bądź nie, a człowiek. Ida użyła pompki jako gryzaka. Stało się to inspiracją dla nas. Naciskałyśmy pompkę zębami,
albo stopą, żeby żabka skakała.
Sprężynka służy do relaksacji. Dodatkowo ćwiczy
rączki i rozwija koordynację wzrokowo-ruchową.
Barbie natomiast to zabawka opiekuńcza (gdy Hania obudzi się
w nocy, świeci nią i już się tak nie boi) i wychowawcza (córka myje jej włosy).
Naciągane? Producenci zabawek robią to samo, a nawet jeszcze
bardziej przesadzają. Wystarczy przeczytać pierwszy lepszy opis zabawki: "X idealnie nadaje się do zabawy
zarówno w domu, jak i na zewnątrz. X rozwinie umiejętności zręcznościowe,
pobudzi wyobraźnię i kreatywność dziecka oraz pomoże w rozwoju koordynacji
ruchowej." Co to jest? W zasadzie może być prawie wszystko, ale w tym przypadku to ciężarówka.
Chyba jednak naciągane…
Czy pomimo wszystko udało mi się polubić te zabawki? Nie. Jest mnóstwo
innych, dużo lepszych: tych, które dostarcza nam natura, takich, które można
znaleźć w gospodarstwie domowym, czy zrobionych wspólnie z dzieckiem… Zabawka
ma jednak służyć przede wszystkim do zabawy. Cieszyć oko. Być zabawna. Obydwie
córki miały z nich radość.
I czasem są wakacje.
Takie zabawki najlepiej się przerabia na coś zupełnie innego i dlatego są bardzo fajne :))
OdpowiedzUsuńNo tak, to chyba ich główna zaleta...
OdpowiedzUsuń