czwartek, 13 lutego 2014

Walentynkowe serduszka i reszta

Chciałam, żebyśmy przygotowały coś z Hanią na Walentynki. Serduszka. Ale w jakiej technice, żeby była nowa, ciekawa? Nic mi nie chciało wpaść do głowy...

Któregoś dnia Hania bez pytania sięgała po ciastka w szafce i i przewróciła pojemnik z solą. W dodatku blat był mokry i sól nie nadawała się już do użycia. Już miałam ją wyrzucić (tzn. sól, nie córkę), ale pomyślałam, że można z niej zrobić masę solną. Jednak chwilę potem przypomniałam sobie, że spodobały nam się kiedyś robaczki z ciasta solnego, które widziałyśmy w programie Artzooka na kanale Da Vinci Learning. Uwielbiamy oglądać ten program, jest tam wiele kreatywnych propozycji plastyczno-technicznych. 

Udało mi się znaleźć w Internecie przepis na robaczki. My robiłyśmy ciasto z połowy porcji, ale i tak wyszła spora ilość. Najpierw w misce zmieszałyśmy pół szklanki soli z taką samą ilością mąki i połową łyżeczki proszku do pieczenia. Powoli wlałyśmy pół szklanki wody cały czas mieszając. Ciasto rozdzieliłyśmy do plastikowych kubeczków (po lodowinkach), do każdego dodałyśmy trochę plakatowej farby z tubki. W oryginalnym przepisie zalecane jest użycie barwnika spożywczego. Ja zbyt późno zorientowałam się, że nasza farbka może być problemem - przecież nie wiadomo, jak się zachowa w wysokiej temperaturze, a mikrofala ma kontakt z jedzeniem. Bezpieczniej byłoby zatem użyć barwnika spożywczego.


Następnie maczałyśmy patyczki do uszu dla niemowląt (są grubsze) w ciastowych farbkach i nakładałyśmy je grubą warstwą na tekturowych serduszkach.


Potem piekłyśmy je kilkadziesiąt sekund w kuchence mikrofalowej (w oryginale zalecają 4 razy po 10 sekund).


Po wyjęciu miały na sobie takie fajne górki jak w macy lub chrupaku.


Po serduszkach zostało nam jeszcze sporo ciasta, więc Hania zrobiła dwie buźki.


W końcu nastąpił czas swobodnej improwizacji. Hania zaczęła mieszać wszystkie farby ze sobą i obserwować efekty.


Na koniec chciałyśmy jakoś wykorzystać pozostałość. Przełożyłyśmy ją na połowę kartki A4 i zagięłyśmy do środka. Powstał motyl. Przynajmniej w teorii, w praktyce raczej nietoperz. Ozdobiłyśmy go plastikowymi koralikami. Miałyśmy problem z upieczeniem owada (czy ssaka) ze względu na jego rozmiar i grubą warstwę farby, ale w końcu się udało.

Technika ta bardziej się jednak nadaje do małych obiektów - większe trudniej upiec i mają większą skłonność do pękania (szczególnie tam, gdzie ciasto było grubiej nałożone).

Hania przeznaczyła serduszka dla koleżanek z przedszkola, "bo koleżanki są fajniejsze [od kolegów]". Żeby nie zapomniała, które serce jest dla której dziewczynki, wydrukowałam ich imiona podwójnie: jedno pozostało w całości, drugie pocięłam na kawałki. Hania miała za zadanie ułożyć imiona według wzoru. W trakcie układania rozmawiałyśmy o literkach, np. zauważyłyśmy, że w każdym imieniu jest A, a w niektórych nawet dwie takie literki ("U Agi są dwie takie same literki i jedna nie taka sama"). Szkoda, że nie było imion chłopięcych...


Potem Hania naklejała imiona na odwrotną stronę serduszek.


Ciekawe, czy koleżanki się ucieszą...

Uroczych Walentynek!

4 komentarze:

  1. Wspaniała improwizacja i cudowna zabawa!
    A dzieła powalają, nietoperz jest genialny!
    Uściski dla dziewczyn!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza, jesteś szybka jak błyskawica! Dzięki! No bywa, że odprysk przewyższa dzieło.

      Usuń
  2. Super zabawa! wszystko jest ładne a te pozlewane farby - dzieło w ramkę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ta farba była pomieszana w pojemniczku, ale rozlanych też trochę było... Ale to nic nie szkodzi... Dzięki!

      Usuń